Trochę minęło od mojego ostatniego posta tutaj, ale muszę przyznać, że miałam ostatnio ciężki okres w swoim życiu i jakoś nie mogłam nawet się zebrać, żeby coś tutaj napisać, ale sami rozumiecie...
Zaraz wszystko Wam wyjaśnię.
Skończyło się u mnie błogie wakacyjne lenistwo i zaczęła rutyna i codzienność. Od 25 lipca pracuję. Tak jak wspominałam, dostałam staż w Urzędzie Gminy jako młodszy referent. Można powiedzieć, że zastępuję sekretarkę, czyli póki co sama nią jestem.
Niby prosta praca, ale czasami ilość dokumentów nie jednego mogłaby przerazić, ale cóż, wszystko przecież jest do zrobienia! :)
Dla mnie najgorsze jest w tym wszystkim poranne wstawanie... Godzina 6.00... budzik rozbrzmiewa się w niebogłosy, a przecież ja tak bardzo jeszcze chciałabym pospać... Ale nie ma łatwo, trzeba wstać i iść do pracy...
Wszystko było już prawie ok, weszłam jak to się mówi w rytm codzienności, aż do czasu...
Czasu, gdy pewnego poniedziałkowego popołudnia- byłam już po pracy, miałam jechać do Piły na zakupy. Przed tym zjadłam obiad i chciałam podać sobie insulinę... i zaczęło się...
W mojej pompie nie działał jeden z przycisków... Myślałam, że coś się zawiesiło więc wyjęłam baterię, ale sytuacja się powtórzyła... Niby tylko jeden przycisk, ale nie mogłam zrobić żadnego kroku poza wejściem w menu pompy, co nic mi nie dawało.
Kiedyś już miałam taką sytuację, że pompa przestała działać ( wtedy wyskakiwał mi komunikat BRAK PODAWANIA).
Pompa była wtedy jeszcze na gwarancji, więc zadzwoniłam na infolinię i po kilku dniach dostałam nową. Było to jakieś dwa lata temu- myślę sobie- no tak pompa ma cztery lata gwarancji, więc znowu zepsuła się przed gwarancją, więc będę musiała na kilka dni przejść na peny i pewnie znowu wymienią.
Odszukałam więc numer na infolinię i zanim miałam zamiar wyjechać zadzwoniłam.
Pani wysłuchała co się stało z pompą, następnie poprosiła mnie o dane i numer seryjny pompy, po czym oznajmiła mi, że pompa jest po okresie gwarancji gdyż ta liczy się od dnia odebrania pierwszej pompy, czyli w moim przypadku wrzesień 2011. Nowa- wymieniona pompa w tym momencie mi nie przysługiwała.
Kazano udać mi się do lekarza rodzinnego, po receptę na insulinę bazalną i przejść na terapię za pomocą penów.
Ale... Jak miałam to uczynić skoro mój lekarz rodzinny tego dnia już nie przyjmował?
Udałam się więc na SOR w Pile...
Po pena wysłano mnie na internistyczny, dostałam tam bez żadnego 'ale' fiolkę insulatardu i pena, ale przecież jedna fiolka nie starczy mi na zbyt długo. Poszłam więc znowu na SOR zarejestrować się żeby przyjął mnie jakiś lekarz, aczkolwiek okazało się, że w kolejce czeka minimum 30 osób i chyba nie wyszłabym stamtąd do wieczora. Stwierdziłam, że jadę do domu, a rano załatwię receptę u lekarza rodzinnego.
Wróciłam do domu i musiałam przełamać swój lęk, lęk przed ukłuciem,,, nie wiem dlaczego, ale strasznie bałam się ukłuć się penem...
Po dwóch czy trzech dniach miałam na brzuchu już straszne siniaki- trafiałam w naczynka krwionośne. Wyglądało to po prostu strasznie.
Najbardziej bałam się jak dobrać odpowiednio dawki insuliny żeby w nocy nie 'zaliczyć' hipoglikemii... Po wypisach ze szpitala jakoś udało mi się to ogarnąć...
Na pompę z refundacji mogłam zapisać się w kolejkę, aczkolwiek pewnie dostałabym ją za kilka lat, bo moja hemoglobina jest zbyt wysoka.
Skóra po zastrzykach wyglądała coraz brzydziej...
Przeglądałam strony różnych firm, które produkują pompy. Czytałam opinie itd.
Nie chciałam już nawet rozważać zakupu pompy tej firmy, której dwie mi się już popsuły.
Upatrzyłam sobie pompę firmy Roche- model ACCU CHEK Combo.
Rozważaliśmy z rodzicami nawet zakup pompy na raty, bo dowiedziałam się od znajomego, że firma daje taką możliwość. Bo skąd nagle wziąć dziesięć tysięcy...
Moja rodzina postanowiła mi pomóc i dzięki Nim mogłam zakupić pompę prywatnie.
Paczka przyszła do mnie w piątek. W czwartek musiałam udać się jeszcze do szpitala, w celu 'spisania' dawek insuliny i ustawień kalkulatora bolusa, bo nie miałam jak sprawdzić tego w starej pompie. Nie zastałam niestety swojego lekarza prowadzącego, a Pani Doktor, która akurat miała dyżur stwierdziła, że mi nie pomoże, bo w kwietniu miałam wysoką hemoglobinę.
Przypomniałam sobie jednak, że w domu mam kartki gdzie te dawki są rozpisane i podłączę sobie pompę sama.
Nie chciałam jednak robić tego 'na szybko', bo to inny model, całkiem inne menu, dosłownie wszystko jest to inaczej.
W piątek zaraz po pracy wyjeżdżaliśmy z rodzicami i ciocią na wesele do Raciborza.
Do Leszna kierowała mama, ja niestety zaliczyłam hipo i do Poznania zbytnio nie ogarynałam ;)
Od Leszna wsiadłam za 'stery' i szczęśliwie w nocy dojechaliśmy na miejsce.
Wesele też było super, zaskoczyły mnie detale, które Para Młoda miała dopięte na ostatni guzik ;)
Ukłon w Waszą stronę Kochani ;)
Wybawiłam się, nogi bolą mnie do dzisiaj ;)
Z Anetą i Pawłem ;) |
Wesele bez pompy, ale z POMPĄ! ;) |
Będąc tak daleko stwierdziłam, że muszę jechać do Oświęcimia, bo moim zdaniem, każdy powinien jechać tam przynajmniej raz w życiu.
W Niedziele po poprawinach wyruszyliśmy więc dalej. Nocleg mieliśmy w Bieruniu, to jakieś 8 km od Oświęcimia. Czasu na sen nie było dużo, bo w poniedziałek musieliśmy wstać już o 6, gdyż na 7 mieliśmy śniadanie, a zaraz po tym trzeba było jechać już do Auschwitz, bo bilety zamówione mieliśmy na 8.20... Wszystko fajnie pięknie- wejście do muzeum...
Miałam torebkę, troszkę większą od kartki a4 ( taki format miała miarka Panów Strażników ).
Wchodząc wytłumaczyłam jednemu z nich, że choruję na cukrzycę, w środku mam glukometr, peny, sok na docukrzenie i wszystkie potrzebne mi rzeczy. Powiedział, że OK, tylko mam podejść do Panów dalej, wyjąć wszystko z torebki i przejść przez bramki, ale nie ma problemu, że On wszystko rozumie.
Więc zrobiłam tak jak mi kazano. Niestety drugi Pan stwierdził, że mogę jedynie zabrać zawartość torebki a ją samą zanieść do depozytu... ale byłam wściekła... Według mnie to trochę nie na miejscu...
Poniżej wklejam kilka zdjęć, myślę, że komentarz jest zbędny...
No cóż, weszliśmy do Muzeum, Wiele wystaw było zamkniętych z powodu konserwacji aczkolwiek tyle ile zobaczyłam na prawdę przyprawiło mnie o dreszczyk emocji. Kiedyś pojadę tam raz jeszcze, bo podobno każdy wyjazd przeżywa się inaczej.
Z Oświęcimia wyjechaliśmy koło 11.30, kierowałam całą drogę- w domu byliśmy jakoś o 18.00, wiadomo- przystanki, mierzenie cukru. Po powrocie byłam strasznie zmęczona ;)
Dziś aż ciężko było mi wstać do pracy, ale mus to mus ;)
Zaraz po powrocie zaczęłam 'podpinać' pompę. Był to dla mnie stres. Bałam się, czy wszystko zrobię dobrze. Po godzinnej walce jesteśmy już 'razem' ;)
Tymczasem uciekam coś zjeść i spać, dobranoc :*
Więcej o pompie
w następnym poście ;)
Zapomniałabym jeszcze o fotce z urodzin. Z Przyjaciółmi ;* |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz