piątek, 4 października 2013

Rybka z pompą ;)



 Hej, Witam wszystkich po raz drugi ( oczywiście , że nie ostatni ;) ).
Jak wcześniej już wspominałam, dziś wyjaśnię Wam skąd wzięła się nazwa bloga , dlaczego akurat taka, nie inna, ale również nawiąże do słów z poprzedniego wpisu, w którym to powiedziałam, że cukrzyca to wcale nie gotowana marchewka bez soli, bo z ręką na sercu przyznać  muszę, że gdyby nie choroba moja dieta nie byłaby tak urozmaicana i kolorowa ;)

Zacznijmy od początku, ‘życie z pompą’ w przypadku mojej osoby ma chyba dwa znaczenia ; )
Nie ukrywam, że jestem osobą zwariowaną, z 1000 pomysłów na minutę, rzadko się nudzę ;)
Odnieśmy się jednak do znaczenia pierwszego… A było to tak:
... Pewnego dnia, taa… oczywiście, marzec 2011 , jak już wiecie wtedy dowiedziałam się, że w moim życiu pojawiła się słodka towarzyszka ( nie do końca lubiana – no ale co zrobię, przecież nie idzie się jej pozbyć ) , po kilku dniach pobytu w szpitalu nadszedł czas odłączenia mnie od insuliny dożylnej i przejścia na peny ( jeżeli znacie angielski, to wiecie oczywiście, że słowo pen oznacza długopis ), tak, pen to właśnie długopis, też ma wkład- w postaci insuliny, a na jego końcu znajduje się igła. 

Właśnie takim sprzętem posługiwałam się od tamtego momentu, dziennie wykonywałam około 7-10 wkłuć – to ręka, to brzuch , udo, pośladek, a nawet kawałek skóry pod łopatką. Czy bolało? Troszkę. Z początku nie było tak źle. Jednak po jakimś czasie moja skóra wyglądała jak naparstek do cerowania skarpetek- zaczynały pojawiać się zrosty, i iniekcja każdej insuliny zaczęła sprawiać mi coraz większy trud i ból..
W międzyczasie wraz z rodziną  dowiadywaliśmy się czy istnieją jakieś inne formy przyjmowania insuliny poza tą, w zastrzykach.  
 Okazało się, że tak!
POMPA INSULINOWA ! to właśnie to.  Małe urządzenie, wielkości starszego modelu telefonu, połączone ‘ małym wenflonem’ z ciałem. Koszt takiej dobroci wynosi jednak ok. 12-15 tysięcy, wiadomo, że nie każdego stać na taki zakup. 
Tak było i w moim przypadku.
Na własną rękę próbowałam uzyskać kontakt z różnego rodzaju fundacjami, informując o tej sytuacji mojego lekarza diabetologa. Człowiek, z powołania i zawodu lekarz, MÓJ LEKARZ, z wielkim oburzeniem, że o pomoc w tej sprawie nie zgłosiłam się do niego rozpoczął prężne działania o przyznanie mi refundacji tego cudeńka. I stało się, po 8 miesiącach zastrzyków zastąpiłam je pompą insulinową, a kolorowe peny odłożyłam do szuflady.
Chociaż czasami wydaje mi się że pompa jest kulą u nogi, bo wężyk wystaje mi z kieszeni, urządzenie odznacza się pod bluzą i wzbudza to zainteresowanie szkolnych ‘Gadżeciarzy’, to szczerze mogę powiedzieć, że na dzień dzisiejszy nie ma lepszego rozwiązania na walkę z tą chorobą.


   

 














 












Większe utrudnienie jak dla mnie stanowi chyba mierzenie poziomu cukru ( fachowo zwie się to Glikemią). Zniechęcają mnie do tego pokłute palce u rąk i nie zawsze zadowalające wyniki ; ) no ale cóż… takie jest życie… bo przecież ‘  Największymi przegranymi są Ci, którzy łatwo rezygnują’ ; ))



A teraz…. ; )
To, co najbardziej lubię… ; )   Muzyka? – Nie! , Nauka? – Nie! Rower? – Nie! .. A co?!

JEDZENIE ! ;)

 … bo jak wszyscy wiedzą, zakazany owoc smakuje najlepiej.

No ale chyba nikt nie pomyśli, że cukrzyk spożywa tylko insulinę.. Parodia!. Nie !

Przykład?  .
Gdy jeszcze byłam zdrowa - pochłaniałam duże ilości słodyczy, ociekające tłuszczem frytki.  Największym moim ‘wrogiem’ były piątki – jak zawsze głodna wracałam ze szkoły, a na stole czekała na mnie tłusta rybka smażona w panierce. Porażka! ‘ Tato , jak można to jeść? ‘


Co jest dziś? PIĄTEK! … - ryba! Mmmm…!
Idąc po schodach zastanawiałam się w jakiej to dziś postaci. Z niecierpliwością odliczałam ostatnie minuty na wyświetlaczu kuchenki mikrofalowej. 3,2,1 ! Ryba, ryba gotowana na parze. Mój domowy ‘Pascal’ z każdym piątkiem wymyśla nowe danie rybne, to rybka w zupie cebulowej, to z włoszczyzną, a dziś? Rybka z porą i koperkiem !




Poniżej zamieszczam przepis na powyższe danie:

- 1 mały filet z dorsza
- dolna część pora pokrojona w plasterki
- zielony koperek
- papryka słodka
- papryka ostra
- szczypta soli
- pieprz


Sposób przygotowania:

Porę ułożyć na górnym sicie garnka parowego ( w moim przypadku jest to garnek parowy
Micro Max firmy Tupperware).  Rybę pokroić w dzwonki,  doprawić. Na wierzch posypać zielonym koperkiem i odrobiną pora. Gotować ok. 20-22 minut  (moc 600W).

                                                                                                      Smacznego ; )
 













Oczywiście to tylko jeden z piątkowych obiadków zamieszczonych tutaj, ostrzegam, że to nie koniec. Dopiero się rozkręcam, a naprawdę lubię kombinować. Podstawą jest aby na talerzu było smacznie, zdrowo i kolorowo ;)


Na kolejny wpis również mam już plan, ale niech będzie to niespodzianka ! Tymczasem lecę zmierzyć cukier, bo przecież trzeba coś ‘wszamać’ ; ) Heja ! ; )





Kasia w kuchni ( jeszcze nie swojej, szkolnej - żeby nie było, cukier na stanowisku tylko do celów naukowych :) )

Życie z pompą - znaczenie nr 2 ;)   






5 komentarzy:

  1. Proszę o więcej przepisów na jakieś smakołyki.

    OdpowiedzUsuń
  2. No odkryłeś jeden z głównych celów mojego bloga ! ; )

    OdpowiedzUsuń
  3. POMYSL NA REALIZACJE BLOGA REWELACYJNY! Nalezy pokazywac ludziom ze zycie z chorobami nie jest wcale takie inne od "normalnego"! 3MAM KCIUKi!!!!

    OdpowiedzUsuń