Hej, Witam wszystkich po raz drugi ( oczywiście , że nie ostatni ;) ).
Jak wcześniej już wspominałam, dziś wyjaśnię Wam skąd wzięła się nazwa
bloga , dlaczego akurat taka, nie inna, ale również nawiąże do słów z
poprzedniego wpisu, w którym to powiedziałam, że cukrzyca to wcale nie gotowana
marchewka bez soli, bo z ręką na sercu przyznać muszę, że gdyby nie choroba moja dieta nie
byłaby tak urozmaicana i kolorowa ;)
Zacznijmy od początku, ‘życie z pompą’ w przypadku mojej osoby ma chyba
dwa znaczenia ; )
Nie ukrywam, że jestem osobą zwariowaną, z 1000 pomysłów na minutę,
rzadko się nudzę ;)
Odnieśmy się jednak do znaczenia pierwszego… A było to tak:
... Pewnego dnia, taa… oczywiście,
marzec 2011 , jak już wiecie wtedy dowiedziałam się, że w moim życiu pojawiła
się słodka towarzyszka ( nie do końca lubiana – no ale co zrobię, przecież nie
idzie się jej pozbyć ) , po kilku dniach pobytu w szpitalu nadszedł czas
odłączenia mnie od insuliny dożylnej i przejścia na peny ( jeżeli znacie
angielski, to wiecie oczywiście, że słowo pen oznacza długopis ), tak, pen to
właśnie długopis, też ma wkład- w postaci insuliny, a na jego końcu znajduje
się igła.
Właśnie takim sprzętem posługiwałam się od tamtego momentu, dziennie
wykonywałam około 7-10 wkłuć – to ręka, to brzuch , udo, pośladek, a nawet
kawałek skóry pod łopatką. Czy bolało? Troszkę. Z początku nie było tak źle.
Jednak po jakimś czasie moja skóra wyglądała jak naparstek do cerowania
skarpetek- zaczynały pojawiać się zrosty, i iniekcja każdej insuliny zaczęła
sprawiać mi coraz większy trud i ból..
W międzyczasie wraz z rodziną dowiadywaliśmy się czy istnieją jakieś inne
formy przyjmowania insuliny poza tą, w zastrzykach.
Okazało się, że tak!
POMPA INSULINOWA ! to właśnie to. Małe urządzenie, wielkości starszego modelu
telefonu, połączone ‘ małym wenflonem’ z ciałem. Koszt takiej dobroci wynosi
jednak ok. 12-15 tysięcy, wiadomo, że nie każdego stać na taki zakup.
Tak było
i w moim przypadku.
Na własną rękę próbowałam uzyskać kontakt z różnego rodzaju fundacjami,
informując o tej sytuacji mojego lekarza diabetologa. Człowiek, z powołania i
zawodu lekarz, MÓJ LEKARZ, z wielkim oburzeniem, że o pomoc w tej sprawie nie
zgłosiłam się do niego rozpoczął prężne działania o przyznanie mi refundacji
tego cudeńka. I stało się, po 8 miesiącach zastrzyków zastąpiłam je pompą
insulinową, a kolorowe peny odłożyłam do szuflady.
Chociaż czasami wydaje mi się że pompa jest kulą u nogi, bo wężyk
wystaje mi z kieszeni, urządzenie odznacza się pod bluzą i wzbudza to
zainteresowanie szkolnych ‘Gadżeciarzy’, to szczerze mogę powiedzieć, że na
dzień dzisiejszy nie ma lepszego rozwiązania na walkę z tą chorobą.
Większe utrudnienie jak dla mnie stanowi chyba mierzenie poziomu cukru
( fachowo zwie się to Glikemią). Zniechęcają mnie do tego pokłute palce u rąk i
nie zawsze zadowalające wyniki ; ) no ale cóż… takie jest życie… bo przecież ‘ Największymi przegranymi są Ci, którzy łatwo
rezygnują’ ; ))
A teraz…. ; )
To, co najbardziej lubię… ; )
Muzyka? – Nie! , Nauka? – Nie! Rower? – Nie! .. A co?!
JEDZENIE ! ;)
… bo jak wszyscy wiedzą,
zakazany owoc smakuje najlepiej.
No ale chyba nikt nie pomyśli, że cukrzyk spożywa tylko insulinę..
Parodia!. Nie !
Przykład? .
Gdy jeszcze byłam zdrowa - pochłaniałam duże ilości słodyczy,
ociekające tłuszczem frytki. Największym
moim ‘wrogiem’ były piątki – jak zawsze głodna wracałam ze szkoły, a na stole
czekała na mnie tłusta rybka smażona w panierce. Porażka! ‘ Tato , jak można to
jeść? ‘
Co jest dziś? PIĄTEK! … - ryba! Mmmm…!
Idąc po schodach zastanawiałam się w jakiej to dziś postaci. Z
niecierpliwością odliczałam ostatnie minuty na wyświetlaczu kuchenki
mikrofalowej. 3,2,1 ! Ryba, ryba gotowana na parze. Mój domowy ‘Pascal’ z
każdym piątkiem wymyśla nowe danie rybne, to rybka w zupie cebulowej, to z
włoszczyzną, a dziś? Rybka z porą i koperkiem !
- 1 mały filet z dorsza
- dolna część pora pokrojona w plasterki
- zielony koperek
- papryka słodka
- papryka ostra
- szczypta soli
- pieprz
Sposób przygotowania:
Porę ułożyć na górnym sicie garnka parowego ( w moim przypadku jest to
garnek parowy
Micro Max firmy Tupperware). Rybę
pokroić w dzwonki, doprawić. Na wierzch
posypać zielonym koperkiem i odrobiną pora. Gotować ok. 20-22 minut (moc 600W).
Smacznego ; )
Oczywiście to tylko jeden z piątkowych obiadków zamieszczonych tutaj,
ostrzegam, że to nie koniec. Dopiero się rozkręcam, a naprawdę lubię
kombinować. Podstawą jest aby na talerzu było smacznie, zdrowo i kolorowo ;)
Na kolejny wpis również mam już plan, ale niech będzie to niespodzianka
! Tymczasem lecę zmierzyć cukier, bo przecież trzeba coś ‘wszamać’ ; ) Heja ! ;
)
Kasia w kuchni ( jeszcze nie swojej, szkolnej - żeby nie było, cukier na stanowisku tylko do celów naukowych :) ) |
Życie z pompą - znaczenie nr 2 ;) |
Proszę o więcej przepisów na jakieś smakołyki.
OdpowiedzUsuńNo odkryłeś jeden z głównych celów mojego bloga ! ; )
OdpowiedzUsuńPOMYSL NA REALIZACJE BLOGA REWELACYJNY! Nalezy pokazywac ludziom ze zycie z chorobami nie jest wcale takie inne od "normalnego"! 3MAM KCIUKi!!!!
OdpowiedzUsuńDzieki ! ; )
UsuńZajebisty blog :)
OdpowiedzUsuń